Piję z oceanu i wypiłam ledwie szklaneczkę. No, może dwie. A chciałabym chociaż wiaderko... :) Eh...
W ostatnim czasie chyba i tak przekroczyłam jakąś magiczną granicę i zdecydowanie mogę stwierdzić, że jest lepiej. Z dnia na dzień wyraźnie lepiej. Coraz więcej różnych "kawałków" zaczyna się łączyć i składać. Ale wciąż stoję przed tym ogromem i nie sposób o nim zapomnieć. ;) Kartek na ścianie przybywa, papierowe i elektroniczne notatki puchną i zdaje się nie być temu końca.
Gdybym miała wymienić jedną rzecz, której w całej tej przygodzie uczę się najbardziej, byłaby to... cierpliwość. O tak, nauka programowania "od zera" to jest piekielnie twarda szkoła cierpliwości. Zwłaszcza dla kogoś, kto ma jej nie za dużo. ;)
Ten post to trochę taka rozgrzewka przed zaczynającym się tygodniem, a trochę taka "pocieszka". Kibicuję sama sobie... ;)
Od kilku dni wiosna wodzi nas na pokuszenie, ale i "ściana" nieodmiennie wzywa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz